



“Święte dziecię” / Saint child /
(Czyli kontynuacja koncepcji obrazu nieskończonego oraz historia pewnej sukienki)
Dawno, dawno temu, gdy dni były dłuższe a czas płynął spokojnie, jak gdyby wiedział że nadchodzące chwile nie warte są pośpiechu.
W pewien słoneczny dzień, beztroską przypominający pierwszy dzień wakacji. Dający to wspaniałe uczucie spokoju, wywołane świadomością tego, że jest to początek, a upływającym czasem się nie trzeba się martwić, gdyż występuje w nadmiarze. Takiego właśnie dnia odnalazłam niezwykły przedmiot. Gdy widziałam go z daleka przypominał dziwną paterę, wabiącą migocącym w słońcu ciężkim metalicznym blaskiem. Przedmiot ten, leżał zniekształcony przez fale czerwonej tkaniny w której został zanurzony. Czekał tam, dryfując pomiędzy innymi przedmiotami. Równie brutalnie wyrwanymi z kontekstu, fragmentami starych anachronicznych narzędzi, niesprawnych przedmiotów użytku domowego, starymi zawilgłymi książkami i zdjęciami aktów kobiecych nieznanego autora. Z ciekawości wyciągnęłam go z tego czerwonego bajora, w którym tonął sens i oczywistość, a na powierzchni unosiły się cechy rozpoznawalne i nęcące jedynie dla wybranych.
Ku mojemu zaskoczeniu patera na owoce przekształciła się w draperię, i to nie byle jaką. Złotą, piękną suknię, zdobioną gwiazdami oraz misternymi przeszyciami, pozbawioną jednak zwiewności. Fałdy, nie bez wysiłku tłoczone w metalu, okalały ciało niczym zbroja chroniąca je przed upływem czasu. Na początku była to suknia kobieca, dopiero po paru chwilach, odczytałam ją jako odzienie dziecka. Dłoń podtrzymująca je na rękach, zdradziła obecność drugiej osoby, wcześniej zamaskowaną ubraniami, które naśladując wzajemnie swój charakter i układ, zlały się w jedność.
mark down
Przypadek, który spowodował że tego dnia, odnalazłam ten właśnie fragment sukienki obrazowej, stworzył piękną narrację. Z nieznanych powodów brutalnie rozczłonkowane płaty metalu tworzące odzienie dla matki z synem, stworzyły opowieść o niewidzialnej opiece, czuwaniu nad dzieckiem czy też nierozrywalnej więzi.
Zachwycona znaleziskiem zabrałam je do domu. To przedmiot bez wątpienia magiczny pełen historii i zagadek, a dla mnie zaś jako malarza, stał się wręcz obiektem kultu. Jest jak nieskończone źródło inspiracji, talizman wykuty w szlachetnym stopie losowych zdarzeń prowokujący do tworzenia.
Tę suknię stworzono dla obrazu, obraz ten jednak zaginął. Został skradziony, być może już nie istnieje, lub leży w strzępach jak ta podarta sukienka. Czy kiedykolwiek elementy tej układanki złączą się w jedno? Liczę że kiedyś tak się stanie. Do tego czasu, suknia będzie wędrować w moich myślach i pracowni, z obrazu w obraz na obraz, nie zagrzewając na żadnym miejsca w oczekiwaniu na kolejne nowe życie.
Mówi się że obraz jest wart tysiąca słów, być może przedmiot jest wart miliona obrazów.
Przygotowania:















“Święte dziecię” ~ Rama (kompozycje)